Sezon 20 (2012/2013)

STATYSTYKA

Ten sezon Szkółka rozpoczynała z niewielką ilością uczestników i widmo jej zamknięcia wisiało na włosku. Ale dzięki intensywnej pracy propagandowej Eli i Jasia w pełni sezonu już byliśmy spokojni. Dwudniowy wyjazd narciarski miał być kończącym sezon, ale w grudniu musieliśmy jeden z wyjazdów odwołać. Na obóz narciarski w okresie ferii pojechaliśmy po raz pierwszy w Bieszczady. Natomiast wiosenny wyjazd na lodowiec miał wyśmienitą pogodę.

KADRA INSTRUKTORSKO - WYCHOWAWCZA

Ze względu na organizowane przez kilku naszych wieloletnich Instruktorów akcji AKTYWNEZABRZE ich udział w wyjazdach był niewielki. Musieliśmy prosić o pomoc partnerów Hani i Maćka o pomoc. Oni chętnie (w miarę wolnego czasu) angażowali się do pracy. Tak jak w poprzednim sezonie była tylko jedna grupa tzw 'ścigaczy'.
 

WYDARZENIA

Musieliśmy (tak jak w zeszłym sezonie) odwołać pierwszy wyjazd , a i kolejny stał pod znakiem zapytania. Po pierwszych opadach śniegu w ciągu tygodnia pod jego koniec przyszła odwilż (w górach halny).

Nowa Osada

Na pierwszy wyjazd udaliśmy się do Wisły na stoki Nowej Osady. Po raz pierwszy dzieci nie musiały z parkingu dreptać pod górę, bo autobus (tym razem nie byliśmy piętrusem) wjechał na górny parking.

Warunki śniegowe bardzo dobre. Śnieg mokry, ale świetnie przygotowany stok sprawiał dużo radości ze zjazdów. Temperatura na dworze dodatnia, od czasu do czasu powiewało. Narciarzy sporo, ale duża przepustowość krzesełek nie pozwalała tego odczuć. Do przerwy jeździło się wyśmienicie, ale po niej zaczęło dość obficie padać no i zmokliśmy. W związku z tym liczba zjazdów nie była imponująca, w przeciwieństwie do ceny wyciągu - jeden wjazd 7 zł, a dzieci i grupy NIE MAJĄ ŻADNEJ ZNIŻKI.

Na pierwszy wyjazd po przerwie Świątecznej ponownie udaliśmy się na stoki Nowej Osady. Niestety zima która zawitała w góry z początkiem grudnia powoli ustępowała i tak przez okres Świąteczno-Noworoczny w górach zrobiło się zielono. Na szczęście mróz który trzymał przez cały czas pozwolił na sztuczne naśnieżanie stoków dzięki temu tam gdzie są wyciągi i jeżdżą narciarze mamy dobre warunki narciarskie. Tu jest zima.

Jadąc w góry tylko lekko mżyło, ale gdy doszliśmy pod kasy drobny deszczyk się nasilił i byliśmy pełni obaw o dzisiejszy dzień narciarski. Dzięki tak kiepskiej pogodzie narciarzy było mało. Na szczęście deszczyk ustał już jak siedzieliśmy po raz pierwszy na krzesłach, a po południu nawet zdarzały się przebłyski słońca.

Podzieleni na grupy rozpoczęliśmy naszą kolejną przygodę z nartami. Zabawa była wyśmienita, a humory dopisywały dzięki tak wspaniałej pogodzie (wspaniałej w stosunku do tego czego doświadczyliśmy rano no i na poprzednim wyjeździe).

Jak zwykle najwięcej emocji mieli narciarze którzy rozpoczynali w swoim życiu po raz pierwszy przygodę z deskami. Niektórzy głośno wyrażali swój zachwyt już jadąc krzesełkami w górę - "Ja jeszcze nigdy nie jechałem tak wysoko", a potem już na stoku - "Z takiej dużej góry to jeszcze nie zjeżdżałem".

Wreszcie w góry zawitała prawdziwa zima. Tym razem po raz pierwszy w tym sezonie pojechaliśmy do Brennej na stoki Węgierski. Ponieważ w mieście śnieg i zima to tym samym w góry ruszyła spragniona zjazdów brać narciarska. Zastanawialiśmy się długo gdzie wyjechać tym razem. Padło na Brenną szczególnie po tym jak zobaczyliśmy, że został uruchomiony talerzyk na górnej polanie uwielbianej przez małe dzieci.

Spodziewaliśmy się dużej ilości narciarzy, ale jak się okazało tylko pierwszy wjazd zmusił nas do stania w długiej kolejce (ale tylko kilka minut), bo potem nie stało się wcale lub w niewielkich kilkuosobowych kolejkach. Na dodatek właśnie dziś (po dość obfitym nocnym opadzie śniegu) uruchomiony został kolejny talerzyk.

Najmłodsi adepci narciarstwa zaczęli swoją przygodę na stokach Węgierski od nauki na najniższym talerzyku, by po przerwie wjechać po raz pierwszy w życiu orczykiem i tam na wspomnianej wcześniej polance doskonalić swe umiejętności.

Tak jak wyciągi w tym rejonie tej soboty jeździły wszystkie, to o miejsce do zjedzenia i wypicia czegoś ciepłego w przytulnym miejscu było trudno. Bo najwyżej położony bar nie działał i wszyscy narciarze (a grup dziecięcych było kilka) musieli się zmieścić w dwóch barach (kiedyś ich tu było więcej). Ale jakoś wszystkim się udało i po przerwie ponownie z już pełnymi brzuchami ruszyliśmy by ponownie ćwiczyć i doskonalić nasze umiejętności narciarskie.

Tego śniegu jak się okazało nie było tak dużo i na stromej części trasy wychodziły czasami kamienie, ale mimo to dzień narciarski był udany. Pogoda zimowa. Pochmurno, ale bez wiatru i tego kilkustopniowego mrozu się nie odczuwało. Można było nawet znaleźć miejsca by poćwiczyć jazdę w puchu.

Kolejny wyjazd w iście zimowej scenerii. Zima w śląskich miastach więc wszyscy narciarze szturmem ruszają w góry by poślizgać się na śniegu co wiąże się z dłuższym oczekiwaniem na wjazd wyciągiem, oraz większym tłokiem na stoku. A do tego dochodzą jeszcze ferie zimowe dla niektórych województw więc ponownie wybraliśmy się do Brennej sądząc że tu nie będzie wielkiego tłoku. A i dla młodych narciarzy są tam wyśmienite warunki do nauki i ćwiczeń. Mieliśmy rację. Narciarzy niewielu, a warunki śniegowe dobre.

Przy górnym talerzyku ustawiliśmy tyczki treningowe by już zaprawiać młodych adeptów narciarstwa do zawodów.

Na kolejnym wyjeździe była aura zimowa, niski pułap chmur, pięknie ośnieżone i oszronione drzewa, a w południe były nawet chwile ze słońcem. Temperatura około -5oC. Ale na części stromych trasach śniegu na tyle mało, że wychodziły kamenie. A na górnej polanie trawa. Ale można było wybrać taki tor jazdy by wszystkie te niedogodności ominąć.

Zima nas na szczęście nie opuszcza i kolejny wyjazd (26 stycznia) odbył się w iście zimowej scenerii. Ponownie udaliśmy się na nasz ulubiony stok do Brennej.

Od zeszłego pobytu warunki narciarskie zostały radykalnie poprawione. Zarówno przez człowieka (sztuczne naśnieżanie) jak i naturę. Spadło w nocy kilka centymetrów świeżego śniegu dzięki temu krajobraz był wspaniały. A wysoki pułap chmur (nawet czasami słońce próbowało się przebić) dawał dobrą widoczność do jazdy i podziwiania górskich widoków. A nocny mróz z poranną mgłą osadził pięknie szadź na drzewach.

Ćwiczono zarówno jazdę długim jak i krótkim skrętem (ten ostatni z różnym skutkiem), oraz jazdę na tyczkach. Ale stawiano też pierwsze (dokładniej drugie) kroki na nartach i to z wielkim powodzeniem. Młody adept narciarstwa - Jakub czynił coraz większe postępy i myślę, że wrócił do domu zadowolony opowiadając rodzicom jak to było w górach na nartach.

Niektóre grupy robiły więcej niż jedną przerwę bo narciarzy na stoku nie za dużo (trochę więcej niż ostatnio) co przekładało się na dość znaczną liczbę zjazdów. Całodzienny karnet, który zawsze mamy na tym stoku zachęcał do intensywnej jazdy po której trzeba trochę odpocząć.

Ponownie zawitaliśmy do Brennej. A dzień miał być pełen dodatkowych atrakcji dzięki akcji Aktywne Zabrze, gdzie w godzinach południowych zapowiadany był trening na tyczkach. Mokry i grząski śnieg zmusił organizatorów (głównie ze względów bezpieczeństwa) do rezygnacji ze stawiania slalomu.

Ale mimo tych niezbyt sprzyjających warunków pogodowych wszystkie grupy wykonywały różne ćwiczenia, aby doskonalić swoje umiejętności narciarskie. Jedni robili to lepiej, drudzy gorzej, ale zawsze liczy się w efekcie zadowolenie, uśmiech i radość z tego, że już wychodzi mi lepiej, że instruktor mnie pochwalił.

To był ostatni wyjazd przed obozem narciarskim. Spotkamy się dopiero po feriach zimowych.

Dla odmiany, w tym roku obóz nasz zorganizowaliśmy w Polsce - Bieszczady. Mieszkaliśmy w Ośrodku Wypoczynkowym "Bieszczady"  w miejscowości Myczkowce tuż nad zalewem. Na nartach jeździliśmy w dwóch ośrodkach narciarskich o dźwięcznych nazwach Laworta - Gromadzyń.

Rozlokowani zostaliśmy na dwóch piętrach w pokojach dwu lub trzyosobowych. Po obiadokolacji oraz pierwszym zebraniu informacyjnym dzieci udały się na zasłużony odpoczynek. Dzięki uprzejmości właściciela obiektu, który wieczorem zabrał kadrę i kierowcę autobusu swoim samochodem, oglądnęliśmy drogę dojazdową i miejsca parkingowe przy wyciągach Laworta i Gromadzyń. Rano już wiedzieliśmy jak mamy jechać.

Pierwszym celem była Laworta.  Tu znajdują się główne biura dla ośrodków narciarskich, na których mieliśmy spędzić kolejnych sześć dni, Jest tu wyciąg krzesełkowy i i są najdłuższe trasy. Po rozdaniu karnetów (szkoda, że nie wszystkie kurtki mają w rękawach kieszonki na nie) podzieleni na grupy siedliśmy na krzesełka i ruszyli w nieznane (dosłownie bo góra w 3/4 była w chmurze). Pierwszy zjazd był w górnej partii trasy na wyczucie. Nie było nic widać, a jechać trzeba. Po kilku zjazdach już było wiadomo gdzie jest lepiej, jak ominąć wyślizgane fragmenty trasy i wyrwane przez ratraki kamienie (niestety u góry takie były).

Ćwiczenia można było dopiero rozpocząć w dolnej części trasy. Tu było coś widać. Po kilku zjazdach udaliśmy się na zasłużony odpoczynek do restauracji. Tu rozsiedliśmy się na szerokich ławach, przy dużych stołach i zaczęliśmy pałaszować przygotowane specjalnie dla nas w hotelu bułki. Oczywiście coś ciepłego do picia (herbatka lub czekolada), a niektórzy kupowali sobie dodatkowo coś do zjedzenia. W miłej i przyjemnej atmosferze zbieraliśmy siły, by dalej szusować i trenować na nartach.

W autokarze po nartach jedni drzemali inni głodni prosili o bułki. Po prostu odpoczywaliśmy po kilku intensywnie spędzonych godzinach na śniegu.

Przyjeżdżając do hotelu po nartach dzieci i kadra mieli kilkadziesiąt minut dla siebie (kąpiele, rozmowy, gry na urządzeniach elektronicznych), a potem obiadokolacja.

Jedzenie w hotelu Bieszczady było wyśmienite. Rano na śniadanie każdy mógł wybrać sobie ze 'Szwedzkiego stołu' to na co miał ochotę, a wybór był naprawdę duży. Obiad był już serwowany i zawsze z jakimś deserem. Codziennie po posiłku udawaliśmy się do świetlicy na 'zebranie'. Każdy instruktor krótko omawiał bieżący dzień narciarski, chwalił, lub ganił podopiecznych. Następnie była prelekcja lub oglądanie filmów z dnia dzisiejszego. Natomiast po filmowanych treningach na tyczkach omawiano i udzielano wskazówek przy monitorze komputera indywidualnie dla każdego narciarza. Po zebraniu chętni zostawali aby rysować, grać w różne gry i bawić się. Młodsi byli zaganiani do łóżek około 21:15 i o 22 spali już kamiennym snem. Bo już o 7:00 roznosił się po korytarzu dźwięczny głos Ciotki Eli - poobuudkaaa wstajemy.

Zaplanowaliśmy jeszcze przed wyjazdem, że codziennie będziemy jeździć na tyczkach kolanówkach, żeby dobrze przygotować się do zawodów o Puchar Obozu. Drugiego dnia pojechaliśmy na Gromadzyń. Góra nieco niższa z orczykiem. Trasy wyśmienicie przygotowane, a pogoda lepsza niż dnia poprzedniego. Zza chmur czasami prześwitywało słońce. Zjazd ze szczytu można było sobie urozmaicić pięcioma trasami. Tu też odbyły się dwukrotnie zawody. Trzecie, a zarazem ostatnie zrobiliśmy na Laworcie gdyż na Gromadzyniu w tych dniach odbywały się zawody młodzieży rejonu podkarpackiego.

Również tutaj była świetna restauracja tylko trochę mniejsza. Trzykrotnie byliśmy na Gromadzyniu i trzykrotnie na Laworcie. Ten pierwszy zapamiętamy lepiej, bo zawsze jeździliśmy w dobrych warunkach, przy lekkim mrozie, prawie słońcu i na bardzo dobrze przygotowanych stokach. Natomiast Laworty (mimo trzykrotnego na niej pobytu) nigdy całej nie widzieliśmy. A we mgle jazda nie daje tyle satysfakcji i radości. Może innym razem uda nam się zobaczyć tę górę.

By zdobyć Puchar Obozu trzeba było uzbierać największą liczbę punktów z zawodów. Dzieci zostały podzielona na cztery grupy: dwie żeńskie i dwie męskie. Rywalizacja była zacięta, aż do ostatnich zawodów. Poniżej wyniki rywalizacji.

 

 

DZIEWCZĘTA MŁODSZE CHŁOPCY MŁODSI
   
Malkusz Agnieszka Pachla Adam
Malkusz Maja Chowaniec Mikołaj
Rudawska Julia Majewski Grzegorz
Chowaniec Maria Pisiewicz Jakub
Lenarczyk Łucja Kareł Maciej
  Maćkowiak Dariusz
  Bończyk Adam
DZIEWCZĘTASTARSZE CHŁOPCY STARSI
   
Domagalska Oliwia Wawrzynek Wojciech
Bończyk Aleksandra Ozimek Wojciech
Moryc Blanka Ciepał Miłosz
Piasecka Marta Linart Jakub
Goryczka Małgorzata Majewski Przemysław
Obersztyn Julia Romanowski Jakub
  Ślifierz Piotr
  Pająk Kacper

Wybraliśmy region dla nas mało znany - Bieszczady. Obserwując od grudnia stoki narciarskie Laworta i Gromadzyń byliśmy pewni, że warunki narciarskie będą dobre. Obawialiśmy się odwilży i deszczu, który na tej wysokości mógł by wtedy padać. Na szczęście nic takiego w pogodzie się nie stało. Pogodę mieliśmy 3/3. Trzy dni pogodne i trzy dni w chmurach. Akurat te chmury przypadły na stoku Laworty. Na jednym i drugim stoku warunki narciarskie były bardzo dobre. Restauracje (co nie jest bez znaczenia) na najwyższym alpejskim poziomie. Największą zaletą był brak narciarzy. Czasami na stoku była Szkółka i kilkoro innych szusujących narciarzy. Warunki i jedzenie w hotelu też bardzo dobre. Myślimy, że dzieci też wróciły do domu zadowolone i wybiorą się z nami na kolejny obóz.

2 marca odbył się pierwszy wyjazd po obozie. Równo dwa lata temu o tej samej porze na górze Żar była organizowana akcja Bezpieczna Zima w Górach. W tym roku ponownie organizatorzy akcji wybrali sobie tę górę. A my udaliśmy się w ślad za nimi. Aby pokazać dzieciom jak w górach działa GOPR, jak należy bezpiecznie jeździć na nartach, co robić w razie wypadku narciarskiego.

W czasie tej imprezy odbyło się szereg konkursów z wieloma nagrodami, oraz slalom w którym zawodników organizator podzielił na trzy grupy. Jedna grupa do lat 9, druga powyżej 10 i trzecia to grupa dorosłych. Nie było podziału na dziewczęta i chłopcy.

Pogoda w tym dniu była wiosenna. Słońce, które bardzo często wychodziło zza obłoków tak mocno nagrzewało śnieg i nas narciarzy, że niektórzy wystartowali na slalomie w krótkim rękawku. A zjeżdżając do dolnej stacji kolejki mocno trzeba było się napracować jeżdżąc w kopnym, mokrym śniegu.

Brenna WęgierskiTo był dzień walki nie tylko o Puchar Prezydenta Miasta Zabrze, ale też z pogodą, a dokładnie z mgłą, która spowiła całkowicie w tym dniu stoki w Brennej.

Po rozdaniu numerów startowych grupy narciarskie ruszyły na górę by zapoznać się z trasą slalomu. Wszystko odbyło się zgodnie z NRS (Narciarski Regulamin Sportowy), czyli oglądanie trasy slalomu ześlizgiem nie przejeżdżając przez światło bramki.

Brenna WęgierskiJako pierwsze ruszyły na start przedszkolaki i pierwszoklasiści na czele z najmłodszą uczestniczką zawodów trzyipółletnią Hanią. Te dzieci miały wytyczoną osobną trasę, którą udało im się pokonać bez najmniejszych problemów.

Potem (już z budki usytuowanej na szczycie) ruszyła reszta zawodników. Potężną trudność sprawiała gęsta mgła na trasie. Widoczność była tylko do następnej bramki. To też jazda odbywała się właściwie na wyczucie, a na dodatek pod nartami miękko. Bo w południe temperatura na stoku była w okolicach +5oC.

Wyniki zawodów można zobaczyć na tronie Internetowej aktywnezabrze.pl. A na stronieFacebook Aktywnego Zabrza ponad 200 zdjęć.

Najszybsi zabrzanie (jak w zeszłym sezonie) Magda i Maciej Głowaccy.

Brenna WęgierskiTo były dwa dni w tym sezonie o najlepszej pogodzie i najlepszych warunkach narciarskich. Nikt z nas się nie spodziewał, że tak wspaniałą będziemy mieli pogodę i tak świetne warunki narciarskie. Jeździliśmy w Szczyrku. Zdecydowaliśmy, że najmłodsi narciarze będą jeździli na Hali Pośredniej i wrócą Golgotą do autokaru. Reszta grup będzie wybierała trasy zgodnie ze swoimi umiejętnościami. Zaparkowaliśmy na Solisku. Większość instruktorów wybrała się na Małe Skrzyczne. Aby tam dojechać trzeba było wyciągnąć się trzema orczykami. Niektórych to nużyło ('...kiedy już będziemy zjeżdżali...'), ale na szczycie gdy dowiedzieli się, że teraz w dół mają do przejechania ponad trzy kilometry buzie od razu się uśmiechnęły.

Brenna WęgierskiPogoda taka jaką zapowiadali meteorolodzy. Niewielkie zachmurzenie i nie duży mróz no i co najważniejsze bez wiatru. Pod nartami świetnie przygotowane trasy, a obok nich kilkanaście centymetrów świeżego puchu. Jazda była wyśmienita.

Na nocleg udaliśmy się do DW Regor w Brennej, gdzie po sytej kolacji poszliśmy na spacer w stronę centrum. Dzieciaki szalały na śniegu mimo iż na dworze było prawie -10oC, a rano termometr wskazywał -15oC (brrr-zimno).

W niedzielę odwiedziliśmy stoki Cieńkowa. W tym dniu niebo było bezchmurne, a temperatura w okolicach zera. Tak jak w Szczyrku pod nartami wyśmienite warunki. Trasy przygotowane na piątkę z plusem. Od południa znacznie wzrosła liczba narciarzy na stoku i do krzesełek trzeba było odstać około 5-7 minut. Mimo to nikt nie narzekał, a narciarze byli po tych dwóch dniach tak zmęczeni, że jak siedli do autobusu drzemali.

Brenna WęgierskiTakiego końca sezonu nikt się nie spodziewał. W Polsce od kilku dni panuje pełna zima. Mimo kalendarzowej wiosny i to już jej trzeciego dnia . W Beskidach ostatniej nocy spadło kilkanaście centymetrów świeżego śniegu. A temperatura nocą spada poniżej -10oC.

Tak jak zeszłej soboty tak i teraz pojechaliśmy do Szczyrku. Tym razem było mniej narciarzy. Najmłodsi narciarze udali się na Halę Pośrednią, a starsi (czytaj lepiej jeżdżący) w stronę Hali Pośredniej, Małego Skrzycznego by zjeżdżać dobrze przygotowanymi trasami do Czyrnej (też Bieńkulą), czy do Soliska Golgotą.

Pogoda była wspaniała. Brenna WęgierskiKilkustopniowy mróz, słonecznie, czasami tylko z lekkimi podmuchami wiatru. I wtedy bywało zimno. A pod nartami dobrze przygotowane trasy narciarski i można było też pozjeżdżać w puchu. Tak jak bywa to w styczniu. A to przecież koniec marca!!

W ładnej słonecznej pogodzie szybko mijał czas spędzany nie tylko na zjazdach, ale też na zabawach na śniegu. Zbudowana przez jedną z grup skocznia cieszyła się dużą popularnością.

Ponieważ był to ostatni wyjazd Szkółkowy w tym sezonie narciarskim tradycyjnie kończyliśmy go w McDonald's. Dzieci (i nie tylko) jadły i piły to co lubią najbardziej.

Cała zima była ponura. Dni słoneczne można było policzyć na palcach. A tu na koniec dużo szczęścia. Ostatnie trzy wyjazdowe dni w górach i wszystkie słoneczne, a na dodatek ZIMOWE (a nie wiosenne).

Ten, już szesnasty wiosenny wyjazd w Alpy miał najlepszą pogodę. Zawsze mówimy, że jak będzie 50% dni słonecznych to będzie dobrze. Tym razem tych dni było 80%, a kiedy słońca nie było to chmury były na tyle wysoko, że nie przeszkadzały w jeżdżeniu. Podróż do Fulmpes z roku na rok trwa krócej, a to dzięki autostradom. Gdy zostanie oddany ostatni odcinek A1 przed granicą z Republiką Czeską to pojedziemy o jakieś 45 minut szybciej. Po zakwaterowaniu i spożyciu pierwszej kolacji w hotelu udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Bo rano o 730 już można zejść do restauracji by zjeść śniadanie, a potem 900 wyruszyć na lodowiec. Uczestnicy wyjazdu mieli do dyspozycji pięciu instruktorów. Tym razem grupa najmłodszych dzieci nie była wielka (tylko czwórka dzieci), a więc czterech instruktorów zawsze było do dyspozycji pozostałych. Dzieliliśmy się na słabo, dobrze czy bardzo dobrze jeżdżących narciarzy i do przerwy ćwiczyliśmy i szusowali ile sił w nogach. Na lodowcu czekało nas kilka nowości. Pierwsza to nowa trasa i nowy wyciąg. Czteroosobowe krzesła Daunjoch wywoziły narciarzy na 3000 m n.p.m. skąd prowadziła jedna czarna trasa. Druga nowość to krzesła ośmioosobowe (podgrzewane) Rotadl wywożące na 3015. Zastąpiły one jeżdżące do tej pory tą samą trasą krzesła czteroosobowe. W poniedziałek (drugi dzień na lodowcu) planowaliśmy zjazd Wilde Grub'n.Chętni byli właściwie wszyscy. Nawet Ci którzy wczoraj przejechali ją dwukrotnie. Jak wysiadaliśmy z autobusu to zauważyliśmy pracujące ratraki w jej dolnym odcinku i myśleliśmy iż przygotowują trasę, a tu z gondolek zobaczyliśmy wyraźne braki śniegu. Trasa została zamknięta. No cóż mieliśmy pecha, może za rok?

Każdy dzień narciarski był podobny. Prócz czwartku. Na ten dzień zaplanowaliśmy zawody. Zdecydowana większość uczestników wyjazdu startowała w zawodach. Trasa była świetnie przygotowana, a rano jeszcze dość zmrożona (twarda). Odbyły się dwa przejazdy, a niektórzy chętni nawet trzykrotnie przejechali między bramkami. Walka była zacięta od startu do mety. Wieczorem w "Sztubie" było podsumowanie, rozdanie medali i pucharów.

Często po nartach spacerowaliśmy po uliczkach Fulmpes, rodzinnym mieście najlepszego obecnie skoczka narciarskiego. A wieczorami w grupkach i podgrupkach spotykaliśmy się grając w skrable, rozmawiając  popijając winko, czy inne trunki.

W ten sposób zakończyliśmy 20-ty sezon Szkółki. Do zobaczenia w następnym, który chcemy rozpocząć już 4 października spotkaniem byłych uczestników, instruktorów i sympatyków Szkółki.