Sezon 4 (1996/1997)

STATYSTYKA

Czwarty sezon działalności Szkółki zapisze się dużym napływem nowych uczestników - 24 dzieci. Stosunek procentowy znowu na korzyść chłopców - 40% dziewcząt i 60% chłopców. Staraliśmy się rygorystycznie trzymać regulaminu przy przyjęciach nie było ani jednego dziecka poniżej II klasy, ani ze szkoły średniej. W tym sezonie Szkółka się 'zestarzała'.

KADRA INSTRUKTORSKO - WYCHOWAWCZA

Grzegorz - Pomocnik Instruktora zgłosił się po przeczytaniu informacji na Zabrzańskiej Sorbonie, a Mateusz - Instruktor PZN 'przeniósł się' z jednej z Gliwickich Szkółek. W związku z rozpoczęciem studiów na medycynie zrezygnowała ze współpracy Patrycja.

WYDARZENIA

Wyjazdy w tym sezonie odbywały się dwoma autobusami. Łączność między nimi jak i na wycieczkach mają nam zapewnić radiotelefony. Pierwszą wycieczkę jesienną zrobiliśmy na Błatnią. Co się odwlecze to nie uciecze - jak mówi przysłowie i niezrealizowana w zeszłym sezonie wycieczka doszła do skutku. Wszystkie małe dzieciaki się sprawdziły. Sprawdziły się również radiotelefony gdy po zejściu z gór do Jaworza okazało się, że nie było autokarów w miejscu gdzie się ich spodziewaliśmy. Andrzej z radiem w ręku i kilkoma starszymi chłopakami ruszył na ich poszukiwanie. Łączność była utrzymywana na odległość prawie 1 km. Autobusy się znalazły i szczęśliwie wróciliśmy do domu.

W drugą wycieczkę kondycyjną ruszyliśmy z Przełęczy Kubalonka na Stożek. Przełęcz przywitała nas mgłą, ale w miarę pokonywania niezbyt forsownej trasy pogoda się poprawiała. Po posileniu się i odpoczynku w schronisku zeszliśmy trasą narciarską do ośrodka Pana Witolda Pruskiego, gdzie w grudniu mieliśmy spędzić tydzień ucząc jazdy na nartach oraz zachowania się w grupie młodych adeptów narciarstwa. Gdyż od tego sezonu wprowadziliśmy innowację polegającą na zorganizowaniu obozu dla wszystkich nowych dzieci (jeżdżących i niejeżdżących na nartach), który muszą zaliczyć. Obóz jest organizowany w grudniu w Ośrodku Narciarskim na Stożku.

Im bliżej zimy tym coraz bardziej byliśmy zniecierpliwieni brakiem wiadomości od Jadwini odnośnie organizacji zimowiska w Pecu. Aby spać spokojnie zaklepaliśmy w Delata Travel pobyt w Habovce. I mieliśmy nosa mimo, że któregoś dnia telefon od Jadwini postawił nas na nogi. W ciągu godziny mieliśmy się zdecydować czy bierzemy 60 miejsc w Pecu. Decyzja była na tak, lecz Czesi więcej się już nie odezwali. Dlaczego, do dziś pozostanie to tajemnicą.

organizacyjnie z obozem na Stożku. Jako pierwsi opiekunowie zostali: Ela, Jaś i Łukasz; a w środę zmienili ich Mysza, Andrzej i Mateusz. Dzięki sztucznemu śniegowi udało się przeprowadzić zaplanowane szkolenia i dzieci nauczyły się jeździć na nartach, korzystać z małego jak i dużego wyciągu. Nauczyły się również karności i posłuszeństwa w grupie młodych narciarzy.

Wyjazd na zimowisko do Habovki odbył się ładnym, nowoczesnym, piętrowym autobusem. Dzieci dzięki telewizji i obserwacji przez kamerę zainstalowaną w kokpicie, długą podróż przebyły w dobrej kondycji. Habovka przywitała nas kilkoma centymetrami świeżego śniegu i śliską dojazdową drużką do pensjonatu ENN. Przeżyliśmy chwile grozy gdy autobus nie wjechał za pierwszym razem pod górkę. Stanął, a po chwili zaczął się zsuwać i zatrzymał się dopiero po kilku metrach na płocie leciutko uszkadzając karoserię. Drugi pobyt w Habovce "obfitował" w śnieg. Codziennie po śniadaniu wyruszaliśmy na narty zapinając je już 300 m. od domu, aby przemknąć na nich za murem cmentarza. Po wciągnięciu się "pomą" na szczyt roztaczał się piękny widok na Tatry - Rochacze. Pogoda dopisywała, a trzymający przez tydzień mróz umożliwiał Słowakom włączanie armatek na całą dobę "fukając" sztucznym śniegiem, którego przybywało z dnia na dzień. Niewielka stołówka nie mieściła całego obozu, więc jadaliśmy w dwóch grupach. Całe przedpołudnie upływało na jeżdżeniu na nartach, a chętne starsze dzieci chodziły również na stok po obiedzie i czasami już miały serdecznie dość tych nart. Zaopatrzeni w fotokomórkę i własne tyczki przegubowe zorganizowaliśmy szereg zawodów o "Puchar Zimowiska". Bardzo dużo pracy musieli włożyć dwaj instruktorzy (Mateusz i Łukasz), aby wkręcić w śnieg (5 - 10 cm), a właściwie w glinę tyczki przegubowe, których bardzo domagały się dzieci. Przed zawodami odbywały się próbne, treningowe przejazdy, gdzie mały Adaś Gabryś bardzo wziął sobie do serca konieczność zaatakowania tyczki. Wyglądało to tak. Podjeżdżał do niej, stawał i ręką walił w tykę aby ta się ugięła. Czasami musiał się dobrze nachylić, bo nie zawsze udało mu się zatrzymać blisko tyczki. Co znaczy magia telewizji i baczne obserwowanie przez dziecko zawodników. Pod koniec zimowiska (po ociepleniu) zaczęło brakować śniegu, ale nie psuło to humorów obozowym dzieciom. Tradycyjnie na koniec zimowiska odbyła się wielka uroczystość wręczania pucharów, nagród i dyplomów dla zwycięzców "Pucharu Zimowiska". Kolejność była następująca: Młodsze dziewczęta: Marta Janicka, Katarzyna Czarnecka, Anna Marek. Młodsi chłopcy: Maciej Głowacki, Michał Śnit, Marcin Mróz. Starsze dziewczęta: Anna Górska, Aleksandra Moser, Dominika Wojcieszek Starsi chłopcy: Grzegorz Piotrowicz, Paweł Świętochowski, Mateusz Malik.

Zima znowu płatała figle i po feriach mieliśmy trudności z wykonaniem planu szkółkowych wyjazdów narciarskich. Na szczęście dla nas i szerokich rzeszy narciarzy, GON w Szczyrku sztucznie naśnieżał coraz większą ilość swoich tras. Dzięki temu mogliśmy realizować nasze założenia. Ponieważ na narty jeździliśmy dwoma autokarami, które nie zawsze miały pełną obsadę, rozprowadziliśmy wśród znajomych karnety umożliwiając im na korzystanie z dojazdu na narty. Prawdopodobnie niektórzy z nich inaczej nie zdobyliby się na wyjazd w góry i zażywania przyjemności z uroków gór zimą. Chcieliśmy koniecznie wystąpić w Amatorskich Mistrzostwach Polski Familly Cup, lecz organizator (niepomny na krajowe zimy) zaplanował start na Kaimówce. Stok wprawdzie dośnieżany armatką, lecz leżący bardzo nisko w Szczyrku. Stało się to co przewidywaliśmy - z braku śniegu zawody odwołano. Za to Puchar Zabrza odbył się, a organizator przezornie zorganizował go na Stożku. W tych zawodach była rywalizacja między GIGANT'ami, a dziećmi z drugiej Zabrzańskiej Szkółki Narciarskiej SLALOM. W wielkiej przewadze był GIGANT - tak w ilościowej jak i jakościowej. Sporym zaskoczeniem (dla niego jak i rodziców) było "pudło", dla Adasia, który narciarstwo rozpoczął uprawiać w tym sezonie, oraz przegrana z koleżankami byłej GIGANT'ki Magdy Blaszke. Tradycyjnie szampanem kończyliśmy kolejny sezon zimowy 96/97. Sezon szczęśliwy choć znowu ubogi w śnieg.

Jedynie Andrzej nie stawiał nart w kącie, bowiem na przełomie kwietnia i maja wyjeżdżał z przyjacielem ze Skierniewic - Mirkiem Bogowiczem na lodowiec KITZSTEINHORN (3203 m nad poziom morza). Po powrocie Andrzeja z Alp - decyzja. Szkółka w następnym sezonie organizuje wyjazd w Alpy. Aby lepiej poznać teren i poszukać odpowiedniego dla nas miejsca wybraliśmy się w czerwcu na weekend w Alpy. Zauroczyły nas pięknymi widokami, schludnymi i czystymi miasteczkami oraz bujną wiosenną roślinnością. Zjeździliśmy kilka miejscowości. Byliśmy w Lofer i Lermos, zwiedziliśmy Kitzbühel i inne znane ośrodki narciarskie, lecz wybraliśmy lodowiec Kitzsteinhorn oraz miejscowość Maishofen jako bazę wypadową na narty. Czyli dokładnie tam, gdzie doświadczeń nabrał Andrzej.