Sezon 8 (2000/2001)
STATYSTYKA
W ósmym sezonie Szkółka odmłodziła się. Podziękowaliśmy już młodzieży licealnej, natomiast w zgłoszonych ponad 20 nowych dzieciach była połowa z klas 1-2. Oczywiście jak nakazuje tradycja nie wszystkie dzieci dotrwały do końca sezonu. Po raz pierwszy było tyle samo dziewczynek co chłopców. Połowa dzieci nie przekroczyła 4-tej klasy szkoły podstawowej.
KADRA INSTRUKTORSKO - WYCHOWAWCZA
W tym sezonie na dobre zadomowili się PI - Michały - Michalec i Orkisz (nasi wychowankowie). Już nie przyjeżdżała Hanka, która na stałe zadomowiła się w Bielsku i nie miała czasu.
WYDARZENIA
Pierwsza wycieczka kondycyjna to wyprawa piesza na Skrzyczne. Zdobywaliśmy je od strony południowej od strony Lipowej. Szlak bardzo stromy mocno dawał się we znaki dzieciakom, lecz po 2 1/2 godzinnym marszu z czterema odpoczynkami zdobyliśmy upragniony szczyt. Już tam na nas czekali Łukasze - rowerzyści, którzy wjechali inną znacznie dłuższą trasą. Pogoda wyśmienita, słońce i ciepło.
Drugą wycieczkę w góry zaplanowaliśmy z Wisły na Przełęcz Salmopolską. Tym razem pogoda typowo jesienna, dość zimno i mgliście. W końcowej części trasy jeden z maluchów (Grzegorz) tak nieszczęśliwe stanął na śliskim korzeniu, że noga została w kostce nadwerężona i to tak, że trzeba było wsadzić w gips (aby usztywnić) na kilka dni. Po tych wyjazdach kondycyjnych w góry czekaliśmy na pierwszy zimowy. W tym sezonie musieliśmy na niego długo czekać bo zima nie chciała zawitać w góry. Pierwszy raz na nartach byliśmy dopiero 6 stycznia. Nie odbył się obóz dla 'nowicjuszy' na Stożku i bardzo nam to pokrzyżowało przygotowania maluchów do zimy. Zima dopiero na Święta Bożego Narodzenia zawitała w Góry, a i to tylko z niewielką ilością śniegu który szybko zaczął topnieć tuż przed naszym wyjazdem w góry. Ale już trzeciego wyjazdu nie mogliśmy odwołać i udaliśmy się na Stożek. Śniegu nie było za wiele. Wyciąg duży działał, a i trasy nie były najgorsze. Gorzej z maluchami. Nocny ciepły wiatr i deszcz unieruchomił mały wyciąg na który tak liczyliśmy. Z wielkim trudem, ale zapałem młodzi adepci narciarstwa rozpoczynali naukę w bardzo trudnych warunkach śniegowych, a właściwie błotno-śniegowych. Bo nie dość, że przeszkadzały im w zjeździe braki śniegu, kretowiska to jeszcze większość z nich miała nartki na nogach pierwszy raz w życiu lub co najwyżej drugi sezon. Ale wszyscy pod koniec dnia potrafili się na nich utrzymać zarówno na płaskim, pod górkę jak i (co najważniejsze) w zjeździe. Nawet niektórzy zjechali do autobusu nartostradą. Następne dwa wyjazdy odbyły się na Cieńków. Na pierwszym śniegu było ok. 20-30 cm. Na trasach niestety trochę kamieni, ale jazda była wyśmienita (szczególnie w miejscach posypywanych sztucznym śniegiem). Można powiedzieć, że ten śnieg który spadł to dopiero podkład, na który (spodziewamy się) powinien spaść ten właściwy. Dwie grupki maluchów próbowały swoich sił na talerzyku. Reszta dzieciaków szusowała korzystając z dużego wyciągu, który dość często się psuł. Długo na małym wyciągu nie mógł sobie poradzić nowy adept narciarstwa - Mateusz. I dopiero przed samą przerwą udało mu się dojechać do końca. Miło było spojrzeć na uradowaną i uśmiechniętą buzię od ucha do ucha. Za drugim razem były już gorsze warunki, trasa "na około" miejscami świeciła trawą i miała dużo kamieni. Grupki najmniejszych dzieciaków siadły (niektórzy po raz pierwszy) na orczyk i wszyscy dumni i uśmiechnięci wjechali bez wypadnięcia z wyciągu na szczyt. Radości nie było końca. Gorzej było ze zjazdem, bo braki śniegu, kamienie i nierówności terenu były dodatkową przeszkodą. Ale szczęśliwie pomału, pomału pokonaliśmy po raz pierwszy tę górę. Następne wjazdy już nie odbywały się w komlecie, czasami ktoś wypadał i spokojnie czekał w wyznaczonym miejscu na trasie. A w dół niektórzy często wspierali się upadkami.
Tak jak kilka lat temu mała Hanka ubrała lewy but na prawy i było jej tak wygodnie, tak teraz mały Grzesiu zrobił to samo. Widocznie dzieciom to nie przeszkadza. Zima kaprysiła w tym sezonie w dalszym ciągu. następny wyjazd (ostatni przed zimowiskiem) był na Stożek.Była zima. Wprawdzie nie był czynny mały wyciąg, a dużym też nie dojeżdżało się do końca, nartostrada nieprzejezdna, czarna z małą pokrywą śniegu i kamieniami za to na czerwonej warunki śniegowe były wręcz wyśmienite. Grama kamienia na trasie, a rano trasa jak stół rewelacyjnie przygotowana przez ratrak. Najwięcej pracy mieli Jaś i Mirek którzy tym razem jeździli z 'grinchornami' (na dodatek jeden z nich - Mateusz - jeszcze nie jeździł orczykiem). Ale poszło im wyśmienicie kilka razy pokonując (należącą do jednych z trudniejszych tras w Beskidach) trasę czarną. Bo mimo kiepskich na niej warunków śniegowych był tam spokój i cisza. Co jest bardzo ważne dla młodych narciarzy.
Jadąc na narty (ok. 20 km przed Skoczowem) przeżyliśmy chwile grozy, jak na śliskiej, oblodzonej jezdni zaczęły ślizgać się 'nasze' autobusy. Kierowcy cudem uniknęli zderzeń ze stojącymi jak i jadącymi innymi autokarami. Mieliśmy wiele szczęścia i tylko dzięki dużemu doświadczeniu i opanowaniu kierowców dojechaliśmy szczęśliwie.
Na zimowisko pojechaliśmy znowu do Habovki, która przywitała nas zimą. W poniedziałek rano ruszyliśmy na narty. Już po raz szósty stok został 'opanowany' przez 'żółtków'. Niestety tego śniegu nie było dużo, część trasy (ta bardziej pofałdowana) była nie przygotowana. Na stoku w większości dominował sztuczny (techniczny) śnieg.
Do czwartku jeździliśmy na naszej górce w coraz to trudniejszych warunkach narciarskich. Niestety już od wtorku zaczęła się odwilż. W piątek rozpoczęliśmy cykl zawodów o puchar zimowiska. Na dużej łacie śniegu, przy słonecznej pogodzie, dzięki nowej świetnej wiertarce zdołaliśmy przeprowadzić zawody na dwóch różnych trasach. Następne zawody zostały przeprowadzone w niedzielne przedpołudnie. Ponieważ nic nie zapowiadało zmiany pogody postanowiliśmy w sobotę zorganizować wycieczkę do pięknej jaskini w Małych Tatrach - "jaskini wolności". Były to niezapomniane wrażenia. Ponad godzinna trasa w podziemiach składających się z pięknych stalaktytów i stalagmitów, wodospadów skalnych (najdłuższy w naszej części Europy - 78m), potoków. Przeszliśmy ponad 950 schodków w górę i w dół. Od poniedziałku byliśmy trzykrotnie na 'Spalenym'. Jako jedyny rejon narciarski niepozbawiony śniegu przywitał nas dobrymi warunkami śniegowymi (twardo), oraz (niestety) sporą ilością ludzi.
Dzieci jeździły podzielone według umiejętności narciarskich w VIII grupach. Instruktorzy zmieniali się każdego dnia, tak by dzieci miały różny instruktaż (każdy instruktor ma inne spojrzenie na umiejętności młodego narciarza), a i instruktorzy nie byli w ten sposób 'skazani' na monotonię. Była też grupa specjalna - X, do której pierwszego dnia należała dwójka dzieci, ale już drugiego Małgosia dołączyła do I grupy i Piotrek został jedynym reprezentantem tej grupy. Młodzi uczestnicy obozu spisywali się dzielnie, a mały Piotrek drugiego dnia pobytu na Spalenym już wjeżdżał wyciągiem. Miał tylko duże problemy w przypadku wywrotki, bo przy braku sprawności fizycznej miał trudności z podniesieniem się bez pomocy ze śniegu. Trudna trasa, a właściwie bardzo trudny wyciąg talerzykowy (w jego początkowym biegu), który wywoził na wysokość prawie 1600 mnpm. zmusił nas do dokonania nowego podziału grup. I cztery najniższe grupy jeździły korzystając tylko z jednego wyciągu i jednej trasy. Względy bezpieczeństwa przeważyły tu nad potrzebą szusowania dzieciaków, jaką chcieli się wykazać.
na sali gimnastycznej, gdzie dzieci z zapartym tchem oglądały wspinającego się po ścianie wspinaczkowej naszego instruktora - Mirka, grały w piłkę, ćwiczyły na kółkach i gimnastykowały się. W ostatnim dniu część obozu (młodsze dzieci) udała się (mikrobusem) do pięknego skansenu Ziemi Orawskiej, jaki jest postawiony w tym rejonie. A starsi chłopcy wykorzystując pozostałą jeszcze łatę śniegu trenowali slalom. Obie grupy cały czas utrzymywały między sobą kontakt słowny dzięki krótkofalówkom przy odległości 2-3 km w linii prostej. Przy pięknej słonecznej pogodzie ostatni dzień na zimowisku był dużym przeżyciem i dla małych i dużych.
Jak co roku, tak i w tym zawsze wieczorami odbywały się zebrania, na których Ciocia Ela i Instruktorzy podsumowywali dzień. Były nagany i kary, pochwały i bicie braw jak również występy dzieci z poszczególnych pokoi (tylko kwatery w tym roku się nie popisywały). Na pierwszym zebraniu Ciotka Ela zagroziła, że za każde brzydkie słowo będzie kara pieniężna 10 SK, a za 20 SK 'to sie możesz kupić wiązankę'. Następnego dnia mały Piotruś mówi mamie, że chciałby kupić wiązankę tylko nie wie gdzie ją kupić i czy 20 koron mu na nią wystarczy.
Zimowisko w Habovce można zaliczyć do udanych obozów narciarskich. Byliśmy 9 dni na nartach (niektórzy 10) mimo tak kapryśnej aury. W wielu rejonach nie było wcale śniegu. Kadra instruktorska składająca się z 4-ch instruktorów i 6-ciu pomocników (3-ch z P2 i 2-ch z P1) wsparta byłymi zawodnikami, spisała się na medal doskonaląc umiejętności narciarskie obozowiczów. A i lekarze nie mieli w tym roku zbyt dużo pracy lecząc katary i niewielkie przeziębienia.
Oto wyniki współzawodnictwa o PUCHAR ZIMOWISKA HABOVKA 2001
miejsce |
Dziewczęta
młodsze |
Chłopcy
młodsi |
Dziewczęta
starsze |
Chłopcy
starsi |
1 | Dominika Szlachta | Krzysztof Krzykawa | Bianka Szlachta | Maciej Głowacki |
2 | Dominika Sieroń | Mateusz Wnęk | Agata Puzio | Maciej Łobodziec |
3 | Marta Stasiak | Michał Wiśniowski | Justyna Rudnicka | Szymon Janecki |
Nie zawiedli faworyci w grupie starszych chłopców jak i młodszych dziewcząt. Natomiast dużym zaskoczeniem jest pierwsze miejsce w grupie dziewcząt starszych jak i dwa pierwsze miejsca w grupie młodszych chłopców. Nie można pominąć milczeniem otarcia się o 'pudło' najmłodszej uczestniczki obozu - Magdy.
Tego jeszcze nie było aby zostawić narty na obozie w Habovce. Tym razem się zdarzyło jednemu bardzo rozstargnionemu młodzieńcowi (a może zakochanemu ?). Przy pakowaniu do pokrowców nart w narciarni odstawił je w inne miejsce, nie razem z innymi nartami. Chłopcy przy pakowaniu nart do autobusu ich nie zauważyli. I tak chłopak miał dodatkową wycieczkę do Habovki po narty
Pierwszy wyjaz po Habovce odbył się wreszcie w scenerii zimowej. Kilkudniowe opady zapewniały dobre, wręcz bardzo dobre warunki narciarskie. Spodziewając się dużego najazdu narciarzy na Beskidy, oraz dając możliwość pojeżdżenia młodzieży na tyczkach wybraliśmy się dwukrotnie na stok w Wiśle Nowej Osadzie. Jak zwykle miejsce na parkingu było dla nas zarezerwowane, samochód po narty zaraz zjechał po naszym przyjeździe i narty z luków autobusu odrazu były pakowane na samochód. Pierwszym razem stok zastaliśmy ładnie przygotowany przez ratrak. Był niewielki mróz i obfite opady śniegu, potem słońce i tak na przemian. Warunki śniegowe wspaniałe. Wreszcie dzieci mogły wytarzać się w śniegu, jeździć po trasach miękkich (bez lodu i twardego betonu), a także zobaczyć jak to się jeździ w puchu. Było wiele upadków i wywrotek, ale zawsze z radością i uśmiechem na buziach wygrzebywali się ze śniegu, który miejscami sięgał maluchom prawie do ud. Długo nie cieszyliśmy się tą piękną zimą. Drugi pobyt w Nowej Osadzie już nie był w tak pięknej scenaerii chociarz na warunki narciarskie nie można było nażekać. Były tyczki i skoki na usypanej ze śniegu skoczni. Przecież maluchy też chciały zasmakować skoków tak jak Małysz na którego punkcie wariowała cała Polska. Aby w jakiś sposób nadrobić wyjazdy zorganizowaliśmy wyjazd dwudniowy. Zakwaterowanie i wyżywienie (obiadokolacja w sobotę i sniadanie w niedzielę) było w Wiśle w DW RYMER. Frekwencja była prawie 100%. Na nartach ponownie jeździliśmy na stokach Cieńkowa.Trasa narciarska była dobrze utrzymana w miejscach jej sztucznego naśnieżania, natomiast na początku trasy duże połacie łysiny na środku, a po lewej i prawej stronie trasy wysokie (brązowe) bandy śniegu. Był czynny nawet mały wyciąg, co było bardzo dobre dla małego Piotrusia. Od 12-tego słupa jazda była wspaniała - lecz już wiosenna. Jeszcze w Wiśle w trakcie dojazdu padał deszcz lecz, na pod wyciągiem już przestał, a w południe wypogodziło się i zaświeciło słońce. Młodzi narciarze pokonali górkę 8-10 razy. W domu wczasowym zameldowaliśmy się ok 16 i po rozlokowaniu w pokojach zasiedliśmy głodni do wyśmienitej kolacji (obiadokolacji). Wieczorem pojechaliśmy do centrum Wisły, aby pospacerować po mieście słynnego Małysza. Kartki z jego podobizną rozchodzą się jak świeże bułeczki. Rano po śniadaniu wyruszyliśmy na ten sam stok gdyż w Szczyrku były na FIS'ie zawody Familly Cup, a na "Górniczych" w tym sezonie zrobiono taki przekręt iż trzeba KUPIĆ za 25 zł karnet (ważny 5 lat) na który można dopiero 'dobijać' punkty !! Nie chcieliśmy jechać na Stożek bo tam będziemy za tydzień na Pucharze Zabrza. Pogoda była gorsza niż w sobotę. Czasami lekko padał deszcz. I znowu dzieci przejeździły 8-10 razy na górze całkowicie opanowanej przez Gigantów (tylko parę osób nie miało żółtych kamizelek). Tu na tej górze mały Piotruś zaczął wjeżdżać orczykiem i pokonywać (od 12-tego słupa) już trasę narciarską. Wielkie uznanie dla niego i instruktorów z nim jeżdżących. Ostatni wyjazd narciarski i znowu pogoda płata figle. Wyjeżdżając z Zabrza jechaliśmy po osnieżonych drogach, a w górach nie było świerzego opadu śniegu. Startowaliśmy w VI Otwartych Mistrzostwach Zabrza w gigancie. Jak co roku tak i teraz Szkółka GIGANT startuje w tych zawodach konkurując z inną zabrzańską Szkółką SLALOM. Relacja z zawodów ukazała się w Programie Miejskim Górnośląskiej Telewizji Kablowej. Możesz oglądnąć 1,5 minutowy film, gdy ściągniesz plik w standardzie MPEG (1,6 MB) klikając tu.
A oto oficjalne wyniki:
dziewczynki do lat 8 | chłopcy do lat 8 | dziewczynki 9 - 12 lat |
1. Magda Głowacka 35,35 2. Zosia Jezierska-Krupa 60,40 3. Aleksandra Tomasik 69,95 |
1. Maciej Misiołek 31,36 2. Jakub Pindycki 123,04 3. Wiktor Ciekalski dg |
1. Anna Piaszczyńska 27,90 2. Kasia Jezierska-Krupa 28,28 3. Dominika Szlachta 29,00 |
chłopcy 9 - 12 lat | dziewczyny 13 - 15 lat | chłpcy 13 - 15 lat |
1. Marek Jezierski-Krupa 26,50 2. Igor Pindycki 27,12 3. Adam Broekere 27,69 |
1. Maja Swinder 25,49 2. Anna Marek 26,11 3. Hanna Micherda 27,60 |
1. Maciej Głowacki 2. Tomasz Broekere 3. Mateusz Matlengiewicz 28,11 |
dziewczyny 16 - 20 lat | chłopcy 16-20 lat | panie 21-40 |
1. Magdalena Blaszke 24,35 2. Magdalena Chwalbinska 24,60 3. Patrycja Śrepecka 25,96 |
1. Grzegorz Ignarowicz 22,58 2. Łukasz Rakszawski 22,87 3. Jan Wróblewski 22,98 |
1. Anna Klepacka 23,86 2. Barbara Jezierska-Krupa 27,50 3. Agnieszka Gania 44,73 |
panowie 21 - 29 lat | panie od 41 lat | panowie 30 - 40 lat |
1. Łukasz Pisiewicz 23,32 2. Mateusz Tumułka 23,50 3. Łukasz Kristof 24,37 |
1. Aleksandra Świder 28,43 2. Elżbieta Świeczak 30,65 3. Anna Janicka 31,04 |
1. Jacek Rakszawski 22,65 2. Piotr Milka 22,97 3. Mariusz Lipka 23,57 |
panowie od 41 lat |
1. Marek Ignarowicz 23,29 2. Bronisław Nowak 24,62 3. Lesław Blaszke 25,33 |
KLASYFIKACJA PUCHAROWA
Miejsce | Imię Nazwisko | Czas |
1 | Grzegorz Ignarowicz | 22,58 |
2 | Jacek Rakszawski | 22,65 |
3 | Łukasz Rakszawski | 22,87 |
4 | Piotr Milka | 22,97 |
5 | Jan Wróblewski | 22,98 |
5 | Maciej Pindycki | 22,98 |
7 | Maciej Głowacki | 23,20 |
8 | Marek Ignarowicz | 23,29 |
9 | Łukasz Pisiewicz | 23,32 |
10 | Mateusz Tumułka | 23,50 |
Jeszcze dwa razy ćwiczenia na sali i dla szczęśliwców kwietniowy wyjazd w Alpy, który zakończy następny sezon pierwszej zabrzańskiej Szkółki Narciarskiej 'GIGANT'.
W tym sezonie zmieniliśmy lodowiec. Planowaliśmy już w zeszłym sezonie tę zmianę i nie była ona podyktowana straszną tragedią jaka wydarzyła się na lodowcu Kitzsteinhorn gdzie prawie 180 ludzi spaliło się żywcem w 'szczurze'. Pojechakiśmy do Fulmpes do p. Hofer'a, aby jeźdić na lodowiecu Stubaier. Gdy wieczorem dojechaliśmy na miejsce za oknami nie był kwiecień, a pełnia styczniowo-lutowej zimy. Rano okazało się, że droga na lodowiec była zamknięta (w nocy był duży opad śniegu i możliwość zejścia lawin na drogę). Na szczęście jeszcze (ostatni dzień) było czynne narciarskie centrum SCHLICK gdzie dojechaliśmy w 5 min skibusem. Dzień był mglisty, zimny, trasy całkowicie nie przygotowane, a na dodatek tłumy ludzi na trasach. Jeździliśmy jak za dawnych czasów w Szczyrku na 'Golgocie'. Na szczęście już następnego dnia mogliśmy wyjechać na lodowiec. Droga dojazdowa kręta i stroma zajęła nam prawie 45 min (mimo podobnej odległości jak w Kaprun). Lodowiec przywitał nas wspaniałą, słoneczną pogodą i niewielkim mrozem. Austriacy nie zdążyli jeszcze przygotować tras po ostatnich opadach śniegu (w nocy spadło ok 80 cm), a te które już były przejezdne nie były dobrze ubite i na nich po południu utworzyły się dość pokaźne muldy. Ale z dnia na dzień jakość tras się poprawiała i przybywały nowe (czerwone, lub czarne). Pięć dni na lodowcu spędziliśmy w wyśmienitych warunkach śniegowych i pogodowych (tylko jeden dzień nie był słoneczny). Dzieci zostały podzielone początkowo na trzy, a potem na cztery umiejętnościowe narciarsko grupki do których co dziennie był 'przypisywany' inny instruktor. Dorośli również korzystali z porad instruktorskich jeżdżąc w dwóch lub trzech grupkach. Chcieliśmy wieczory spędzać podobnie jak w M
Lodowiec Stubaier jest znacznie rozleglejszy od Kitzsteinhorn'u, posiada więcej i bardziej urozmaicone trasy narciarskie, a i miejsce do wspólnych (południowych) spotkań też udało nam się znaleźć przyjemne. Najwyżej startowaliśmy na nartach z wysokości 3210 m npm, a zjechać można było do parkingów drogą narciarska (coś jak nasza nartostrada) o miejscami dużym stopniu trudności na 1750 m npm pokonując różnicę wzniesień 1460 m i przejeżdżając ponad 15 km. Dużą frajdą było podróżowanie tzw. karuzelą gdzie dzięki zmyślnemu ustawieniu wyciągów i tras można się przemieszczać z jednej do drugiej doliny. Świetnie zorganizowany pomiar czasu na dwóch trasach slalomowych, rynna i park zabaw dla dzieci to dodatkowe atrakcje jakie oferuje narciarzom lodowiec Stubai (jeszcze nie przygotowany był 'park' dla carvingu). Skorzystano z możliwości przetestowania różnych modeli nart wypożyczając na każdy dzień inny model. Rekordzistą był Łukasz który przetestował trzy modele.
I tak zakończyliśmy ósmy sezon w Szkółce. Zima w naszych górach fatalna, a i obóz na Słowacji się nie udał. Pełną natomiast satysfakcję mamy po pobycie na lodowcu Stubaier.