2013/2014

Sezon 21

STATYSTYKA

Narciarsko trzecią dekadę Szkółka rozpoczynała bez odwoływania pierwszych wyjazdów. Na dwudniowy wyjazd narciarski kończący sezon wybraliśmy się na Podtatrze. A obóz narciarski w okresie ferii zorganizowaliśmy po raz drugi w Bolesławowie. Natomiast wiosenny wyjazd na lodowiec był jednym z najliczniejszych i miał niezłą pogodę.

KADRA INSTRUKTORSKO - WYCHOWAWCZA

Tak jak w poprzednim sezonie trzon kadry oparty był na sprawdzonych wieloletnią pracą Instruktorach. I tak jak w poprzednim sezonie była tylko jedna grupa tzw 'ścigaczy’.

WYDARZENIA

Ten sezon zaczęliśmy wyjątkowo wcześnie bo już 20 października spotkaliśmy się na uroczystościach związanych z 20-to leciem Szkółki. W wydarzeniach 2013/2014 można zobaczyć krótką relację ze spotkania.

Zima w górach w tym sezonie zaczęła się wcześnie. I tym sposobem nie musieliśmy odwoływać pierwszego wyjazdu w sezonie. Tuż przed wyjazdem w Polsce szalał orkan o imieniu Ksawery (w górach o trochę mniejszej sile niż na północy). Na szczęście wiatr ucichł. Szusowanie rozpoczęliśmy na stokach Złotego Gronia w Istebnej. Ośrodek narciarski Złoty Groń od poprzedniego sezonu posiada sześcioosobową, wyczepianą szwajcarską kanapę którą w 2,6 minuty wyjeżdżamy na szczyt. Warunki narciarskie dobre (jak na początek sezonu).

Miłym zaskoczeniem były dla nas ceny karnetów. To chyba pierwszy ośrodek narciarski w Beskidzie Śląskim który udziela zniżek dzieciom, młodzieży i emerytom. Mamy nadzieję, że inne (bardziej renomowane) ośrodki narciarskie pójdą w ich ślady.

Mosorny GrońNa kolejny wyjazd również udaliśmy się na Złoty Groń do Istebnej. Był to dzień słoneczny co skutkowało dużym najazdem narciarzy. I by zająć miejsce na kanapie traciliśmy góra pięć minut. Tak duża jest przepustowość tych krzesełek. Dziś narciarze, którzy tydzień temu zaczynali przygodę narciarską z Gigantami po przerwie na posiłek po raz pierwszy zasiedli na krzesełkach. Emocji było sporo zarówno przy wjeżdżaniu jak i przy zjeżdżaniu. Z piątki dzieci, czwórka powtórzyła to jeszcze dwa razy. Niestety dwa kolejne wyjazdy narciarskie w styczniu musieliśmy odwołać. I obawialiśmy się jaka zima będzie w trakcie obozu narciarskiego. Na obóz narciarski pojechaliśmy do Bolesławowa (byliśmy tu już w 2005 roku). Trafiliśmy w dziesiątkę ustalając wczesną jesienią termin obozu na drugi tydzień ferii. Dzięki niskim temperaturom panującym w pierwszym tygodniu ferii. Właściciele stacji mogli całą parą włączyć sztuczne naśnieżanie, A my cieszyć się wspaniałą (jak na te warunki pogodowe) zimą. Naturalnego śniegu było raptem 5-10cm, ale dzięki temu przyroda zimowa była piękna. Niestety nie było nam dane jeździć na Kamienicy. Gdy już wydawało się, że otworzą wyciąg (zostało do naśnieżenia 5m górnej trasy) coś im się zepsuło. Pogoda (tak jak rok temu) nas nie rozpieszczała. Piękny był tylko pierwszy dzień na nartach (słońce), potem pochmurno, czasem mgliście, a ostatni dzień wietrznie. Ale narciarze mają w nogach wiele kilometrów przejechanych na nartach. A ci którzy zaczynali swoją przygodę narciarską na pewno wielkie przeżycie jak któregoś dnia wjechali (no i oczywiście zjechali) na sam szczyt Czarnej Góry. Obozowy dzień wyglądał następująco: rano pobudka o 7:30, śniadanie i o 10:00 wyjazd na narty. Po powrocie z nart prysznic i o 17 obiadokolacja. Jedzenie było wyśmienite. Zupy przepyszne potem świetnie przyprawione mięso, ziemniaki i sałatki. Coś do picia i codziennie wypieki naszej kucharki. Któregoś dnia mieliśmy śląski obiad – kluski, rolada i modra kapusta. W niedzielę (pierwszy dzień narciarski) jeszcze nie jeździły dwuosobowe krzesła na Czarną Górę, ale na Żmijowiec i owszem. Stąd można było zjeżdżać dwiema trasami o homologacji FIS. Trasy czerwone, czyli dość wymagające. Z górnej stacji mogliśmy podziwiać piękne widoki i obserwować jak gestorzy stacji starają się jak najszybciej uruchomić kolejkę na szczyt Czarnej Góry. Na przerwie spotykaliśmy się zawsze przy dolnej stacji kolejki na Czarną Górę gdzie powstała przestronna restauracja (pamiętamy jak 9 lat temu marzliśmy w dużym namiocie) i tu jedliśmy nie tylko przywiezione ze sobą kanapki, ale też różne smakołyki oferowane przez restaurację. Ponieważ na trasach nie było za wiele śniegu mieliśmy trudności z przeprowadzeniem zawodów o Puchar Obozu, ale udało się przeprowadzić w środę i czwartek cztery zjazdy, które wyłoniły zwycięzców w poszczególnych grupach.
DZIEWCZĘTA CHŁOPCY
Młodsze Starsze Młodsi Starsi
1 Magdalena Kalinowska Oliwia Domagalska 1 Jakub Pisiewicz Wojciech Ozimek
2 Julia Bańkowska Małgorzata Goryczka 2 Adam Pachla Jakub Linart
3 Zuzanna Merta Julia Obersztyn 3 Dariusz Maćkowiak Jakub Romanowski
Po obiadokolacji dzieci bardzo chwaliły sobie spotkania z Hanią, oraz gry i zabawy. Najmłodsi rysowali lub wyszywali, a starsi grali w karciany monopol, mafię czy państwa-miasta. Najstarsi w scrabble. W czwartek wieczorem (przed ostatnim dniem narciarskim) rozhulał się strasznie wiatr. Obawialiśmy się jak będzie w górach. W związku z tym skróciliśmy w nich pobyt, a obiad mieliśmy wcześniej. Już jadąc widzieliśmy połamane drzewa, Halny na Czarnej Górze miał wiać według prognozy nawet 108 km/godz. Na szczęście zamknęli tylko krzesełka na Czarną Górę, ale wjeżdżając na Żmijowiec (dzieci mówiły jedziemy na węża) na ostatnim odcinku wjazdu (już poza lasem) były tak silne podmuchy wiatru, że dech zapierało. Wieczorem ciepła kiełbaska i zakończenie obozu na którym rozdano nagrody, dyplomy, medale i puchary.

Na pierwszy wyjazd po obozie udaliśmy się na Nową Osadę. Pogoda ładna, słońce bez wiatru, a nad wejściem do krzesełek duży elektroniczny termometr który rano pokazywał +7stC. Uff. Gorąco. Warunki narciarskie w tym dniu dość trudne. I mieliśmy czasami wrażenie, że dziś to 8 marca, bo pogoda iście wiosenna. U góry trasy śnieg lekko zmrożony, w środku trasy już bardziej rozjeżdżony i miękki, a na dolnym odcinku to istna wiosenna kasza. Trudna szczególnie do przejechania popołudniu kiedy to była pokryta gęsto muldami. Grupy zjechały wiele razy robiąc jedną lub dwie przerwy na posiłek i uzupełnienie płynów.

Trudno nam sobie przypomnieć w naszej ponad dwudziestoletniej działalności tak kapryśną zimę. Ale optymistycznie patrzymy w przyszłość.

Kolejny wyjazd to Złoty Groń bo tu zaplanowała była impreza organizowana przez TVN i TAURON. Tego dnia było na stoku dużo spragnionych szusowania narciarzy. Jak również było dużo szkółek narciarskich. Co chwilę spotykaliśmy kogoś znajomego.

Grupy młodsze z miłą chęcią korzystały z ustawionego  przez organizatorów zabawy na śniegu slalomu. Ścigały się same między sobą rywalizując z koleżanką lub kolegą z grupy. Dzieci brały też udział w różnych zabawach i konkursach wygrywając nagrody i zbierając upominki.

Warunki narciarskie lepsze niż tydzień temu. Góra trasy dość twarda, ostatnia ścianka pod koniec dnia już z niewielkimi muldami, ale dół ponownie nie najgorszy. Cały dzień zza lekkich chmur chciało wyjść słońce. A wiatr odczuwało się właściwie tylko wjeżdżając do góry sześcioosobowymi krzesełkami. Niestety aby na nie wsiąść trzeba było odstać w kolejce około dziesięciu minut.

Kolejny wyjazd to wyjazd obfitujący w same miłe zaskoczenia i niespodzianki. Pierwsza już pod szkołą. Za kierownicą naszego autokaru – kobieta. Jeszcze nigdy ze Szkółką nie jechaliśmy autobusem prowadzonym przez kobietę. Drugie zaskoczenie to pogoda, która na szczęście nie była taka jaką zapowiadali synoptycy. Nie padało!! A wielką niespodzianką było wygranie przez naszą uczestniczkę Maję slalomu. Jechaliśmy spokojnie, nigdzie się nie spiesząc i troszkę z niepokojem patrzyliśmy na wycierające od czasu do czasu przednią szybę autokaru wycieraczki. Ale jak dojechaliśmy na parking przy wyciągach Złoty Groń w Istebnej już nie padało. Trochę przestraszyło nas błoto na parkingu, ale instruktorzy wyciągali narty z pokrowców i kolejno przekazywali je dzieciom. Kolejnym zaskoczeniem to brak kolejki do krzesełek, oraz impreza organizowana przez Tauron, PZU i GOPR.

Impreza ta obfitowała w wiele różnorodnych konkursów i zawodów w których dzieci z miłą chęcią brały udział. A za udział były rozdawane różne gadżety i nagrody. Ciekawym, a zarazem bardzo wysoko nagradzanym był slalom. Ale konkurencja nie polegała na jak najszybszym jego przejechaniu, ale na takim dobraniu prędkości zjazdu by przejechać ze średnią prędkością 14,4 km/godz. Przed zawodami można było zapoznać się z trasą i sobie potrenować. Okazało się, że rozrzut prędkości był duży. Od 8 km/godz do 18 km/godz. Wszyscy ze Szkółki zapisali się na zawody i każdy chciał wygrać smartfona i ubezpieczenie roczne domu (!!). Okazało się, że metę ze średnią prędkością 14.4 km/godz przekroczyły dwie zawodniczki (Maja i ciocia Hania). Rozstrzygnął pomiar do setnych sekundy (coś jak złoty medal naszego Bródki). Wygrała Maja o mrugnięcie oka. Wszyscy bawili się wyśmienicie czy to na nartach czy to uczestnicząc w różnych zawodach i konkursach.

Narciarstwo w dniu dzisiejszym było typowo wiosenne i wróży rychłe zamknięcie stoków, ale optymistycznie patrzymy w kolejny weekend na którym przyjdzie nam w niedzielę (dodatkowy wyjazd) walczyć o Pucha Zabrza.

Przed sobotnim wyjazdem na narty jeszcze raz upewnialiśmy się czy w górach czynne są wyciągi. Okazało się, że jeszcze parę z nich udostępniało swoje usługi dla zapaleńców zimowych zjazdów. Bo z zimą to już coraz ma mniej wspólnego. W tym sezonie upodobaliśmy sobie Istebną i Złoty Groń. Tu znowu czekała nas impreza organizowana tym razem przez Radio Z. Były znowu zabawy, konkursy i do wygrania lub rozlosowania różnej maści nagrody.

Rano stok (szczególnie w dolnej części trasy) wyśmienity (jak na tę zimę). Ładnie wyratrakowany i lekko zmrożony. Wszyscy narciarze na tej części trasy pokazywali czego nauczyli się tej zimy. I miło było popatrzeć jak ładnie składali się do skrętu wycinając krawędziami nart tor jazdy. Natomiast w górnej części trasy śnieg z upływem dnia znikał w oczach i coraz trudniej było znaleźć miejsce do przejazdu.

W trakcie zabaw i konkursów dzieci dowiedziały się jak 'pracuje’ pies ratowniczy. A ratunkowy numer do GOPR’u wypisali kolorowymi sprajami na śniegu. Dowiedzieli się też jak należy postępować by pies był przyjaźnie do nas nastawiony. Grali też w hokeja na śniegu.

Rano słonecznie, a od popołudnia zachmurzyło się i dzięki temu nie było aż tak gorąco. Po przerwie tylko kilka razy grupy wjechały kanapami na górę. Potem wszyscy przenieśli się na polanę koło talerzyka (tu jeszcze warunki śniegowe były niezłe) gdzie śmigali między kijkami narciarskimi trenując przed jutrzejszymi zawodami.

Kolejny wyjazd na narty do Istebnej. Tym razem na stok Zagroń gdzie aktywnezabrze.pl organizuje Mistrzostwa Zabrza w Narciarstwie Zjazdowym o Puchar Prezydenta Miasta Zabrza. Trasa zawodów wyśmienicie przygotowana. Śnieg wyratrakowany i zmrożony. Dzieci startowały jako pierwsze i dla niektórych ten zjazd po zmrożonym stoku był dość trudny, ale wszystkie poradziły sobie bez problemów. Na starcie duża grupa dzieciaków. Każdy skupiony i mocno zdeterminowany. Muszę wygrać. Może puchar, może grupę, może z kolegą (koleżanką), a może z samym sobą. Pomiar czasu elektroniczny z dokładnością do tysięcznej sekundy.

Po przejechaniu pierwszego przejazdu trochę relaksu i przygotowania do drugiego przejazdu. Czas ten grupy poświęciły na wyjazd krzesełkami na szczyt by z niego kilkukrotnie zjechać. Zarówno pierwszy jak i drugi przejazd odbywały się bardzo sprawnie. Każdy zawodnik po przejechaniu mety na dużej świetlnej tablicy mógł zobaczyć w jakim czasie przejechał slalom i które aktualnie zajmuje miejsce.

Po zawodach zasłużona kiełbaska (przygotowana przez organizatorów) i w oczekiwaniu na oficjalne wyniki i wręczenie pucharów i dyplomów jazda krzesełkami na szczyt. Pogoda dziś była kwietniowa. Słońce tak grzało, że wielu narciarzy jeździło w samych koszulkach. Trasa narciarska tak jak na Groniu zróżnicowana. Na górze brązowa bryja, w środkowej części mokry, ciężki wiosenny śnieg, a w dolnej części trasy nawet dość twardo.

Wyniki zawodów można zobaczyć na stronie aktywnezabrze.pl.

Zima w Beskidach właściwie się już skończyła. Wiele ośrodków narciarskich zamknęło swoje wyciągi. My po raz pierwszy (i ostatni) w tym sezonie pojechaliśmy na narty do Szczyrku. Był to jeszcze jeden z nielicznych działających w ten dzień (Dzień Kobiet) ośrodków narciarskich. Jazda była tylko na Pośrednim (tzw. Juliany). Czynne trzy wyciągi orczykowe, których trochę obawialiśmy się bo wiele dzieciaków jeszcze takimi wyciągami nie wciągało się w górę. Okazało się, że nasze obawy były nieuzasadnione. Nikt w ciągu całego dnia nie wyleciał z wyciągu. Pogoda dzisiaj była wspaniała. Słońce i bezwietrznie. Na szczęście nie tak upalnie jak tydzień temu. A warunki narciarskie całkiem niezłe jak na warunki wiosenne tej zimy. Wyśmienity do południa był zjazd Golgotą, twardo i bez muld. Na innych trasach też nieźle. Trzeba przyznać, że gestorzy tych wyciągów mocno zadbali o swoje trasy i obiecują, że za tydzień jeszcze będą jeździli. Wzdłuż trasy wyciągów mają zgromadzone zwały śniegu, a rano wszystkie trasy były gładkie jak stół. Oczywiście na przerwę udaliśmy się do Rudego Kota. A jakże, kot był, a my mogliśmy na nartach dojechać pod sam bar wąską ścieżką usypaną ze śniegu. Długo przez wszystkich oczekiwany wyjazd dwudniowy zapowiadał się wspaniale. Jeszcze w piątek na kamerkach mogliśmy oglądać szusujących narciarzy w pięknym słońcu i na pięknie przygotowanych stokach. Niestety załamanie pogody przyszło dla nas w najmniej oczekiwanym momencie. To co zapowiadali synoptycy na nadchodzący weekend było niezbyt przyjemne. Deszcz, bardzo silny wiatr, ochłodzenie i opady śniegu. Jak wielokrotnie tej zimy zapowiedzi synoptyków nie zawsze się sprawdzały tak tym razem sprawdziły się w 100%. W sobotę zaplanowaliśmy sobie jazdę na nartach w Ośrodku Narciarskim Kotelnica Białczańska (najbardziej oblegany ośrodek narciarski na Podtatrzu). Na początek sześcioosobową kanapą udaliśmy się na szczyt (Kotelnica 917 m n.p.m.). Trasy zjazdowe w tym rejonie nie są zbyt wymagające, a warunki śniegowe typowo wiosenne. Temperatura na początku naszych zjazdów na dolnej stacji to 6 st. C, a na koniec 0 st. C. Niestety widoczność nie umożliwiała podziwiania pięknych widoków. Na szczęście tylko od czasu do czasu padał większy deszcz, ale cały czas było mgliście, wilgotno i wietrznie. A nasze ubrania narciarskie coraz bardziej stawały się mokre. Dlatego przerw grupy miały więcej niż zazwyczaj. Pod koniec naszych zjazdów przyszło ochłodzenie i  deszcz zamienił się w śnieg. Mokry, gęsto padający śnieg był tak tępy, że całą górę można było zjechać na jajo, a maluchy musiały jeszcze odpychać się kijkami. Po nartach udaliśmy się do Stasindy gdzie po rozlokowaniu się w pokojach udaliśmy się na długo oczekiwaną obiadokolację. Po napełnieniu brzuchów zebranie w sali konferencyjnej, na którym Ciotka Ela przekazała kilka najistotniejszych informacji na temat naszego pobytu. Potem Ci którzy chcieli wybrali się na basen. Inni mogli grać w pingponga, bilarda, piłkarzyki i korzystać z innych atrakcji tego ośrodka. Wszystkie narciarskie rzeczy zostały tak rozwieszone by do rana były suche. Najbardziej mokre były rękawiczki – można je było wykręcać. Rano jak zbudziliśmy się to za oknami prawdziwa zima. Silny wiatr mocno pochylał świerki i utworzył miejscami półmetrowe zaspy śnieżne. Po śniadaniu (szwedzki stół z tak bogatym asortymentem, że gdyby wziąć z każdego jeden kawałek to się chyba nie dało by zjeść) ubraliśmy się w rzeczy narciarskie i po opuszczeniu pokoi udaliśmy się już w butach narciarskich do autokaru. Pogoda zmieniła się z wiosennej na zimową. My, narciarze ucieszyliśmy się bardzo (prócz kierowcy) mimo, że silny wiatr zapowiadał dość trudne warunki do zjazdów. W niedzielę pojechaliśmy do Jurgowa. Tu trasy są bardziej wymagające (niestety jedna z nich – czarna już była zamknięta) są dwie kanapy, szybka Tatrapoma i kilka talerzyków. Warunki pogodowe i śniegowe podobne do wczorajszych, tylko wiatr tym razem wiał nam prosto w twarz uniemożliwiając przy silnym podmuchu zjazd. Na stoku właściwie tylko my. No bo kto by w taką pogodę wybierał się na narty! Jeździliśmy do przerwy, a po niej zapakowaliśmy narty do pokrowców i udali się w drogę powrotną do Zabrza. Ponieważ to ostatni wyjazd Szkółkowy nie omieszkaliśmy wstąpić do MacDonald’s. Dzieci (my również) kupowały swoje ulubione smakołyki właściwie w nieograniczonych ilościach. Gdzie to wszystko zmieściły te małe brzuszki? Niestety ten wyjazd dwudniowy pogodowo spłatał nam okropnego figla. A zima!!! Tak fatalnej to sobie nie przypominamy. Bo jeśli bywało tak, że odwoływaliśmy wyjazdy w grudniu, albo nawet w styczniu to potem zawsze w górach napadało mnóstwo śniegu i leżał on w Beskidach czasami do kwietnia. Tym razem wszystkie nasze wyjazdy odbyły się tylko dzięki sztucznemu naśnieżaniu stoków. Bo śniegu naturalnego tej zimy to w sumie chyba nie spadło więcej niż 30 cm.

Jak by nie liczyć to już czternasty raz byliśmy goszczeni w pensjonacie Gasthaus Hofer i codziennie rano wyjeżdżaliśmy na nasz ulubiony lodowiec Stubaier Gletscher. Było nas ponad siedemdziesiąt osób. Pojechaliśmy luksusowym piętrusem z przyczepką.

W niedzielę pogoda nie najgorsza. Widoczność dobra (słońce będzie później), a pod nartami mnóstwo śniegu. Na tyle dużo że najdłuższa trasa (Wilde Grub’n) była czynna. Najmłodsza grupa narciarzy właśnie tam została poprowadzona przez Instruktora. Zjazd trwał ponad godzinę, a narciarze efektywnie przejechali około 14km. Często zatrzymywaliśmy się i podziwiali piękne widoki. Był też odcinek kiedy musieliśmy 'przebić’ się przez chmurę. Zjazd na pewno pozostawił miłe wrażenia. Tak miłe, że niektórzy z tej grupki jeszcze dwukrotnie ją pokonali. Tym razem zawsze w słońcu.

Kolejny dzień na nartach to jazda w pełnym słońcu ze wspaniałymi widokami, które zapierały (już po raz kolejny) dech w piersiach. Tym razem niemiłe zaskoczenie bo chcąc zjechać po nartach wagonikami w dół trzeba było odstać w pppoootttęęężżżnnneeejjj kolejce prawie 1/2 godziny. Takiej ilości narciarzy jeszcze tu nie widzieliśmy. Prawdopodobnie ten tłok wynikał z ferii w Niemczech i Belgii. Dlatego też kolejne nasze wyjazdy były przyspieszone o 15 minut. Również rano trzeba było odstać te kilkanaście minut. Ale na trasach i przed kanapami już tak się tego tłoku nie odczuwało.

Kolejne dni spędzane na lodowcu odbywały się w sprzyjających warunkach atmosferycznych. Temperatura na wysokości 2600 m n.p.m. niewiele ponad 5 st. C. Słońce, lub niewielkie zachmurzenie. W środę rano zaskoczenie bo w TV Stubaier zobaczyliśmy temperaturę -10 s. C. Ale nim dojechaliśmy na lodowiec nieco się ociepliło, a zapowiadany opad śniegu w tym dniu nie miał miejsca.

Kolejny raz zaplanowaliśmy zawody dla naszych uczestników. Dzień ten był dniem najgorszej pogody panującej w czasie naszego całego wyjazdu. Padający śnieg i wiatr nie zepsuł nam jednak świetnej zabawy na stoku. Startowali prawie wszyscy uczestnicy wyjazdu. Walcząc z pogodą, grząskim śniegiem, własnymi słabościami no i oczywiście z czasem. Wieczorem rozdanie pucharów i medali, a potem spotkanie w sztubie.

W ostatnim dniu na lodowcu pogoda wspaniała. Lekki mróz i słońce przyczyniły się do tego by wjechać postawionymi w zeszłym sezonie krzesłami na Danjoch i zjechać najbardziej stromym zjazdem w rejonie lodowca (o maksymalnym nachyleniu 60%), a potem Wilde Grub’n. Zjechaliśmy z nart wcześniej. Spakowali narty do pokrowców, potem w Fulmpes trochę przerwy na przebranie się i kąpiel, a po spakowaniu autobusu o 18 ruszyliśmy w drogę powrotną. Zatrzymaliśmy się po drodze na zjedzenie obiadokolacji w pierwszej restauracji za Inssbruck’iem.

I tym sposobem Szkółka zakończyła 21 sezon narciarski.