1998/1999

Sezon 6

STATYSTYKA

Tak jak w poprzednim tak i w tym – szóstym sezonie działalności Szkółki zgłosiła się duża liczba dzieci i jak już nakazuje tradycja nie wszystkie dzieci dotrwały do konca sezonu lub nawet do początków zimy. W stosunku do zeszłego sezonu przybyło 19 dzieci, z najmłodszym uczestnikiem Maćkiem (Juniorem) Misiołkiem. Chłopców było 58%, a dziewcząt 42% – tym razem spadek ilości chłopców. Czego nie można powiedzieć o proporcji wiekowej. Kilkoro z dzieci, które rozpoczęły swą edukację narciarską w I klasie dziś już jest w VII, a więc zalicza się do dzieci starszych, nawet 'starych’.

KADRA INSTRUKTORSKO - WYCHOWAWCZA

W tym sezonie kadra powiększyła się o dwóch Instruktorów PZN. W-F’ista II LO Mirek i Hania, która na wyjazdy narciarskie przyjeżdżała z ….. Warszawy (?). Pomocnika Instruktora PZN zrobiło dwóch szkółkowiczów – Ania Górska i Grzesiu Piotrowicz, którzy z wielkim zapałem zaczęli jeździć z dzieciakami, które mówią do nich 'Ciociu, Wujku’.Na kilku wyjazdach był (również PI) Jasiu Wróblewski (były Szkółkowicz).

WYDARZENIA

Pierwszą wycieczkę, która prowadziła z przełęczy Salmopolskiej przez Malinów, Zielony Kopiec do Wisły Nowa Osada. Pogoda, co już należy do tradycji, była wspaniała ciepło i słonecznie. Druga jesienna wycieczka już była w całkiem innej scenerii. Na trasie mieliśmy łaty śniegu, a zimny wiatr zmusił dzieci do założenia czapek i rękawiczek. Trasę wycieczki rozpoczynaliśmy też na przełęczy Salmopolskiej, lecz tym razem skierowaliśmy się w inną stronę. Poprzez Grabową i Kotarz dotarliśmy do przełęczy Karkoszczonka, a stamtąd do PTTK w Szczyrku. Trasa łatwa, krótka, a nawet trochę za krótka.

Grudniowe wyjazdy skojarzone z obozem kandydatów do Szkółki odbyły się w scenerii zimowej. Tym razem pierwszy turnus otwierał Jaś z Myszą i Łukaszem P.(był przez cały obóz), a w drugim Jasia i Myszę wymienili Ela i Andrzej. Przez dwa pierwsze dni była też Hanka do opieki nad swoim małym Maćkiem. Poczatki były trudne. Mały (5 lat) nie bardzo kojarzył jak trzeba ustawić narty do jazdy, do podnoszenia się i utrzymania równowagi na śliskim śniegu. Mama zdenerwowana, spocona, dzielnie mu sekundowała. Obserwując te poczynania Łukasz zadecydował, że weźmie się za niego, ale Mama musi być daleko. Po kilku ciężkich godzinach pracy, Maciek coraz sprawniej zaczął poruszać się na nartach. Wyjeżdżajac Hanka prosiła aby Maćka nie stawiać na dużym wyciągu, ale co to byłby za narciarz i instruktor, który by nie nauczył malucha jeżdżenia wyciągami i zjeżdżania stromymi stokami. Między nogami mały był wywożony na szczyt, z którego dużymi zakosami, powoli, pod kontrola instruktora zjeżdżał kilka razy dziennie. Było to wielkie osiągnięcie. Na szczyt wjeżdżały też starsze dzieci, które z instruktorem i Maćkiem Głowackim (mocno zaangażowanym do pomocy) pokonywały trudne trasy na Stożku. Wszystkie dzieci wracały z obozu na Stożku zadowolone po zdobyciu nowych umiejętności – jazdy na nartach. Styczniowe wyjazdy narciarskie przed zimowiskiem były na Soszów i do Szczyrku.

Tegoroczny obóz był największym obozem jaki Szkółka zorganizowała. Zakwaterowani byliśmy tradycyjnie w pensjonacie ENN, oraz u państwa Czai i dodatkowo jeszcze małżeństwo instruktorskie z dziećmi mieszkało w osobnej kwaterze. Wynajęliśmy salę-przechowalnę w ośrodku obok stacji wyciągu aby dzieci wędrowały w miękkich butach i bez ciężkich nart. Mały Maciek dzielnie poczynał sobie na dość trudnych stokach, a jako najmłodszy narciarz w grupie zawsze chciał być za instruktorem, co nie zawsze podobało się innym dzieciom i prowadzącym grupę instruktorom. Początkowo warunki śniegowe nie były najlepsze. Naturalnego śniegu nie było za dużo i nie można było korzystać z bocznej trasy. Ratraka nie używano za często. Z małymi narciarzami najczęściej jeździł Andrzej i Jaś. Trochę starsze chętnie jeździły z 'ciocią’ Anią, która w grudniu zdobyła pierwszy stopień instruktorski (PI) i z wielkim zapałem przekazywała swa wiedzę dzieciom. Była z nami mała Magda Głowacka. Tu należy przytoczyć słowa jakie wypowiedziała do dziadków swoim tubalnym spokojnym głosem 4-letnia Magda parę dni przed wyjazdem na zimowisko: a Oni znowu mnie wysyłają na to zimne mrowisko. Tradycyjnie odbył się cykl zawodów o puchar zimowiska. Starsi chłopcy nie mogli się doczekać kiedy przyjedzie Jaś Wróblewski, który miał im pokazywać najskuteczniejszą jazdę między tyczkami. Niestety na pierwszej dyskotece tak skutecznie skakał, że trzeba mu było wsadzić szłapę w gips – skręcenie kostki. I tyczki poszły w zapomnienie. Mimo to chłopcy mocno ćwiczyli pod okiem Tomka Legaszewskiego wspieranego przez żonę Anię, zmieniając się często ze względu na zagrypienie ich dzieci, a i choroba nie minęła Tomka. Tym razem start był wyzwalany bramką startową z której sygnał poprzez radio był przekazywany na metę, a tu zatrzymywano czas stoperem. W ten sposób wyeliminowano różnice czasowe jakie mogą powstać na starcie. A jak na mecie jest spokój i skupienie to czasy wszystkich zawodników mierzone są z tym samym, niewielkim błędem. Cykl zawodów był pełen niespodzianek zarówno w grupie chłopców jak i dziewcząt. Padła nawet propozycja, aby zmienić sposób liczenia punktów. Dawać więcej za zwycięstwo w zawodach. Do ostatnich zawodów toczyła się walka o pierwsze miejsce w grupie najstarszych chłopców. Lecz faworyt ostatnich zawodów nie wytrzymał napięcia i przegrał cały puchar. Kolejność w poszczególnych grupach była następująca:

dziewczęta starsze: 1. Janicka Marta 2. Marek Anna 3. Pacula Marcelina

chłopcy starsi:1. Bielecki Piotr 2. Piotrowicz Grzegorz 3. Michalec Michał

dziewczęta młodsze 1. Puzio Agata 2. Kareł Agnieszka 3. Bajsarowicz Marta

chłopcy młodsi:1. Janecki Szymon 2. Zając Piotr 3. Skałba Władysław.

A więc w każdej grupie (z wyjątkiem starszych dziewcząt) same niespodzianki. Zimowisko należy zaliczyć do udanych (mimo kontuzji Jasia). Śniegu nam nigdy nie brakowało. Wśród 13 dni spędzonych na nartach były i słoneczne i mroźne i ciepłe. Wracając z obozu dopadła nas tuż za granicą śnieżyca, która była zwiastunem wielkich opadów śniegu tej zimy. Do Zabrza przyjechaliśmy z dużym opóźnieniem, bo drogi na Śląsku po przejściu burzy śnieżnej stały się istnym lodowiskiem.

Wyjazdy po zimowisku były w pełni udane. Dawno w górach nie było takiej ilości śniegu. Spadało go czasami tyle, że musieliśmy wybierać wyciągi do których dojazd był łatwy. Przed każdym wyjazdem przeglądana była strona www – Beskidy OnLine – a na niej zamieszczane komunikaty narciarskie z najważniejszych ośrodków w Beskidach. Na uwagę zasługuje komunikat z 18.II dotyczący GON w Szczyrku gdzie pojawił się tekst tego rodzaju: Wyciągi: część wyciągów nieczynna ze względu na bardzo obfite opady śniegu Trasy zjazdowe: przejezdne 7 i 11, w trakcie odkopywania i ubijania trasy do Czyrnej, pozostałe nie przygotowane. Tego jeszcze nie było, aby trasy wyciągów i trasy narciarskie były nie przejezdne ze względu na nadmiar śniegu !! W związku z taką sytuacją często jeździliśmy do Wisły, gdzie znaleźliśmy nowy, dla nas nieznany wyciąg w Nowej Osadzie. Orczyk 800m, trasa dość łatwa z szeroką polanką na dole gdzie można było ustawiać tyczki. Ostatni wyjazd był połączony ze startem w Pucharze Zabrza. Zawody tradycyjnie odbyły się na Stożku. Jeszcze raz przekonaliśmy się, że organizacja tych zawodów jest pod 'zdechłym azorkiem’. Tym razem dopuszczono do zawodów małe 3-letnie dziecko, które kochana mamusia od startu do mety zwoziła na smyczy. Czas przejazdu, a właściwie zsuwania się prawie 5-cio krotnie gorszy od zwycięzcy tej grupy małej Gigantki Dominiki Szlachty. Jak by tego było mało organizator nagrodził to dziecko, na co z wielkim żalem patrzył nasz mały Maciek, który dzielnie przejechał całą trasę z całkiem niezłym wynikiem.

W kwietniu (pierwszy tydzień tańszych karnetów) wybraliśmy się ponownie do Mainschofen do Pani Hasenauer. Tym razem zamówiliśmy duży piętrowy autobus. Nie spodziewaliśmy się tak luksusowego autobusu i gdy zajechał na miejsce zbiórki nikt z czekających osób w samochodach nie wychodził z nich sądząc, że to nie ten autobus. Jakież było zdziwienie gdy z bordowego Mercedesa wybiegła Ela 'budząc’ i poganiając ludzi do ładowania bagażu i zajmowania miejsc w autobusie. Niestety nie udało nam się zapełnić prawie 70 miejsc w autokarze. Jakoś mało chętnych było tym razem na wyjazd z nami.

Pogoda dopisała. Śniegu było pod dostatkiem. W prawdzie warunki śniegowe o tej porze roku na lodowcu są zawsze świetne, ale ta ilość śniegu była oszamiałająca o czym świadczyć może tablica informacyjna z trasami na którą trzeba było patrzeć schylając się w dół, a rok temu należało zadzierać głowę !! Bardzo zadowolony z wyjazdu był Mały Maciek, który wszystkie trasy pokonywał bez zmrużenia oka. Jak zwykle dzień upływał na nartach. Szusowaliśmy ile sił w nogach i pary w płucach. Każy chciał jak najwięcej skorzystać z wspaniałych stoków i jeździl do upadłego. Ale wieczorem po obfitej obiadokolacji i małym LB (leżenie bykiem) niektórzy mieli dość siły, aby spotkać się w piwnicy. Przy piwie lub małym drinku śpiewali (czasami do późnych godzin) przy świetnie akompaniującym na gitarze Januszu wiele ładnych piosenek.

W następny sezon wjeżdżaliśmy już na nartach karwingowych. Mimo różnych opinii na temat możliwości jazdy na tego typu nartach w kraju, należy się spodziewać że coraz więcej osób będzie w posiadaniu tych nart. Czy będą potrafili tak jeździć jak niektórzy nasi instruktorzy ? Zobaczymy.